sobota, 11 stycznia 2014

Prolog

Szedłem wzdłuż korytarza ze świecą wysoko uniesioną do góry. Drewniana podłoga cicho skrzypiała pod moimi bosymi stopami. 
Nagle pulsujący ból rozszedł się w dużym palcu u mojej nogi. Przeklęty fotel! Stłumiłem przekleństwo cisnące się na usta i kulejąc udałem się do kuchni.
Kiedy nacisnąłem włącznik światła po pomieszczeniu rozeszło się charakterystyczne, ciche pstryknięcie. Wiązka światła, która padała z starej, zakurzonej żarówki nie dawała wiele. Ledwie oświetlała środek kuchni i kuchenkę gazową. 
Zlodowaciałymi palcami objąłem czarną rączkę czajnika i podszedłem do zlewu, gdzie nalałem do niego lodowatej wody; kilka kropel spadło na dłoń przyprawiając mnie o dreszcze. Fioletowe płomyki buchnęły a ja cierpliwie czekałem aż woda się zagotuję.  Oparłem się o brzeg stołu i zacząłem przyglądać się pająkowi, który tkał pajęczynę nad żarówką. Białą nitką utworzył kształt koła, które przecinały poziome linie.
Z odrętwienia wyrwał mnie gwizd boleśnie raniący  uszy. Chwyciłem czerwoną szmatę i zdjąłem czajnik z ognia łapiąc za rozgrzaną rączkę. Zalałem wcześniej przygotowany kubek i poszedłem do pokoju.
Kiedy znalazłem się w środku podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież. Nocna bryza owiała moją twarz, do nosa dotarło słone powietrze a uszy zaatakował szum fal. Wielka latarnia morska, która stała kilkaset metrów od mojego domu oświetlała morze, światłem wydobywającym się z latarni dając statkom  sygnały.
-Witaj- usłyszałem za sobą cichy, ochrypły szept. Na swoich ramionach poczułem ciężkie, męskie dłonie. Kiedyś krzyknąłbym przerażony jak dziewczynka, ale teraz jestem już przyzwyczajony… Jeśli tak to można nazwać… Upiłem łyk gorącej herbaty i utkwiłem wzrok w wielkiej karuzeli, która świeciła czerwienią i błękitem z pobliskiego miasteczka.
-Cześć- odpowiedziałem cicho. Brzmiało niemal jak westchnienie.
-Jak ci minął dzień?- zapytał wesoło. Usłyszałem dźwięk zapadającego się łóżka; usiadł.
-Jak byś nie wiedział- mruknąłem.  Czy można przyzwyczaić się do zjawy, która śledzi każdy twój ruch?
-Chyba nie- wyszeptał smutno.
-Ugh… Umiesz czytać w myślach?!-warknąłem wściekły. Za moimi plecami zabrzmiał cichy chichot.
-Nie, nie umiem.  Ale chciałbym mieć taką umiejętność- westchnął rozmarzony. Odwróciłem się do niego z wysoko uniesioną brwią.
- No co?- na jego bladej twarzy pojawił się szeroki uśmiech ukazując jego idealne, białe zęby. Pokręciłem głową.
-Nie mogę uwierzyć…. Chcesz czytać w myślach? Serio? Przecież i tak bez tego umiesz odgadnąć ludzkie myśli.
-No właśnie. Ja zgaduję. A przecież mogę się mylić.- W jego głosie zabrzmiała nutka nadziei. Spojrzałem  ze zdziwieniem w jego intensywnie zielone oczy, które niezwykle błyszczały, ale nie zauważyłem niczego nadzwyczajnego. Jak zwykle czaił się w nich pieprzony dupek. Może mi się zdawało? Na pewno mi się tylko zdawało.
-Więc?- zapytałem łapiąc kubek.- Shh…- syknąłem kiedy moje palce dotknęły gorącego naczynia.
-Więc co?- zapytał śmiejąc się.
-Styles!- zawarczałem wściekły. Czułem jak moje policzki płoną. Dlaczego muszę być taką łamagą?!
-  Oczy są otwartą księgą jeśli będziesz bardzo spostrzegawczy.
Chwila przerwy.
Kolejny łyk herbaty.
-A ty wiesz, że potrafię.- Posłał mi perskie oko.
-Nienawidzę cię- jęknąłem opadając na drewniane krzesło. Harry uśmiechnął się szeroko.
-Wiem o tym doskonale.- w jego głosie zabrzmiał delikatny smutek, przykryty grubą warstwą sztucznej radości a moje serce zrobiło się ciężkie jak stutonowy kamień.
-Przepraszam. Wcale tak nie myślę… Ja po prostu…- Schowałem twarz w dłoniach.
-Za dużo myślisz- dobiegł mnie ochrypły szept tuż za moich pleców. Odwróciłem głowę i ujrzałam Harry’ego. Stał z rękoma założonymi z tyłu, z lekko przechyloną sylwetką i niezdecydowaniem w oczach. Zrobił mikroskopijny krok w moją stronę, a potem gwałtownie się cofnął z głośnym westchnieniem.
-Dopij herbatę i idź spać.
-Nie jesteś moją matką- odpowiedziałem zirytowany.  Mimo to wziąłem kubek i przytknąłem go do ust. Skrzywiłem się kiedy poczułem smak już zimnego  napoju.
-Niedobre.
 Usłyszałem cichy chichot. Stał przy oknie, opierając się o ścianę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Czemu mi się przyglądasz?- zapytałem z wyrzutem. Nienawidzę kiedy ktoś patrzy się na mnie dłużej niż dziesięć sekund. Harry uśmiechnął się i odwrócił wzrok. Ubrany w czarne jeansy i czarną koszulkę na długi rękawy zlewał się z szafą stojącą z nim. Westchnąłem.
-Powiesz mi kiedyś?- zapytałem wchodząc pod kołdrę.
-Ale co?
- Czy ty zawsze musisz udawać takiego debila?- Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Odpowiedź ma chyba brzmieć: nie? Louis co ja mam ci powiedzieć?
-Prawdę.- Posmutniał.
-Obiecałem, że ci powiem. W odpowiednim…
-Czasie- przerwałem mu i odwróciłem się na drugi bok. Nakryłem się po same uszy i głęboko odetchnąłem.
-Idź sobie!- warknąłem wściekły.
-Dobranoc- wyszeptał smutno. Usłyszałem dźwięk zamykanego okna. Po moich policzkach spływały dwie, ogromne łzy. Wszystko… Wszystko… Zawsze…

_________________________________________________________________
Wchodźcie na tego bloga ----------------------> http://some-mistakes-fanfiction.blogspot.com
Autorką jest osoba, która wykonała zwiastun do tego ff, który znajdziecie u góry ^
                                                                                                                   
                                                                                                                   
Miłego dnia :)
PS: Jak już tu jesteście to zostawcie po sobie jakiś ślad w postaci komentarza.